Anielskie Pierze
„Dawno, dawno temu, na pewnej wysoko położonej łące oblanej
słońcem i pieszczonej przez rzekę rosły piękne kwiaty o słodkim, nęcącym
zapachu, delikatnych białych niczym śnieg płatkach i subtelnych listkach w
najpiękniejszym z odcieni zieleni. Nazywano je „anielskim pierzem”, albowiem były
zupełnie wyjątkowe, unikatowe, leczące najgorsze rany.
Początkowo ludzie zachwycali się nimi, pielęgnowali,
dostając w zamian długie i uwolnione od bólu życie. Później zaczęli brać ich
więcej niż potrzebowali, robiąc to dla zarobku. W końcu zaczęli je bezsensownie
niszczyć mówiąc, że to chwasty, zupełnie zapominając o ich wcześniejszej
nazwie, pięknie, działaniu i tym, że rosną tylko na tej szczególnej łące.
W ten sposób zabili większość kwiatów. Uratowało się ich
niewiele, a i te nie przetrwały długo będąc przesadzane na inne gleby,
pozbawione wody i słońca. W końcu zostawiono łąkę w spokoju i objął ją las, a anielskie
pierze uznano za doszczętnie zniszczone.
Pośród drzew zaczęło rosnąć wiele kwiatów, jednak po latach
jeden z nich stał się wyjątkowy. Różnił się od pobratymców. Był otoczony murem
krzaków o ostrych kolcach i parzących
srebrnych liściach, które rodziły tylko trujące jagody. Tam, za bezpieczną
barierą, znajdowało się ostatnie anielskie pierze o jeszcze piękniejszych
płatkach i bardziej nęcącym zapachu niż kiedykolwiek. Dostosowawszy się do
trudnych warunków, nie zatracił swego czaru wabiąc wspaniałą wonią niemal
wszystko, co znalazło się w pobliżu. Dlatego też, wokół niego zawsze krążyły
najróżniejsze zwierzęta, a w tym wilki przyciągane przez łatwy łup. Ich ostre
kły były kolejną barierą ochronną. Owoce jego krzaku przestały być dla nich
trujące, a liście już ich nie parzyły, dzięki czemu mogły się chować wśród
zdrewniałych łodyg krzewu, a nawet zjadać to, co padło od trucizny.
Zaczęły krążyć o nim legendy. Piękne, ostatnie anielskie
pierze o wspaniałych, życiodajnych właściwościach i nektarze będącym
afrodyzjakiem. Wielu podróżników zaczęło szukać rośliny. Czasem by zdobyć
sławę, czasem by uratować bliskich od śmierci, czasem by rozkochać kogoś w
sobie, czasem w poszukiwaniu przygód.
Mimo wielu początków, wszyscy znaleźli wspólny koniec, u
stóp anielskiego pierza, tego który powinien chronić i zachwycać, a który już
zawsze miał dawać zgubę tym, którzy niegdyś zniszczyli jego gatunek.”
- Skończyłam. Ładna opowieść, prawda? - Po ciemnym pokoju
rozjaśnionym jedynie paroma świecami, rozszedł się melodyjny głos. Mimo
zadanego pytania, w tonie nie słychać było chęci usłyszenia odpowiedzi. Może
dlatego po krótkim milczeniu, ten sam głos przerwał ciszę. - Skąpany we krwi
oprawców. Wabiący pozorną czystością i prawdziwym pięknem. Kiedyś delikatny,
później osłonięty kolcami i już na zawsze chroniony przez drapieżniki. Ostatni
ze swojej rodziny… Ja jestem takim kwiatem, prawda Akiva? A ty moim
drapieżnikiem? Na wieczność? – młoda dziewczyna odsunęła lazurowe loki z
twarzy, a jej oko rozjarzyło się czystą czerwienią, gdy odwróciła głowę w
stronę postaci stojącej obok.
Jej opiekun, o włosach koloru rozkwitłych dzwonków i bladej
skórze, jedynie skłonił się głęboko, przyklękając na jednym kolanie.
- Tak, moja pani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz